putin

Trzy drogi Putina a sprawa polska

Po pierwszej, przegranej rundzie walki o Ukrainę, w drugiej Władimir Putin, przy biernej i zdezorientowanej postawie Unii Europejskiej i Polski, gra nie tylko pokerowo, ale również po mistrzowsku.

Mało kto zdaje sobie jednak sprawę, że w tej fazie sporu o Ukrainę jego zagrania dotykają bezpośrednio zupełnie obecnie realnej możliwości wybuchu konfliktu zbrojnego między NATO lub bliżej nieokreślonymi państwami zachodnimi, w tym Polską, a Rosją.

Porażka Planu A

Do czasu przybycia do Kijowa ministrów spraw zagranicznych Francji, Niemiec i Polski, a także wcześniejszego niepowodzenia szturmu na Majdan, oczywistą strategią Rosji było wspieranie Janukowycza i jego ekipy, połączone z dążeniem do brutalnej pacyfikacji protestujących.

Niewykluczone, że to właśnie niezwykle silna na Ukrainie rosyjska agentura lub elementy najbardziej rusofilskie w sferach rządzących stały za brutalnym rozpędzeniem demonstrantów 30 listopada, a następnie za tajemniczym snajperem, który zabił 5 osób w styczniu doprowadzając do zaognienia protestów, nie mówiąc już o porwaniach działaczy opozycyjnych.

Nie wnikając w tym miejscu w to co dokładnie stało za taką decyzją rosyjskiego prezydenta o rezygnacji z planu, nazwijmy go A. Jednakże warto zwrócić uwagę na relację ministra Sikorskiego, który opowiadając przebieg rozmów ujawnił, że Janukowycz wielokrotnie wychodził na konsultację telefoniczną z Putinem, a po jednej z tych rozmów nagle zbladł i zupełnie zmienił podejście do rokowań, zgadzając się na zaproponowane warunki ugody.

Wszystko, a szczególnie niezrozumiała ucieczka Janukowycza z Kijowa następnego dnia i pozwolenie na przejęcie władzy przez opozycję, wskazują, iż były ukraiński prezydent wykonał to na rozkaz swojego moskiewskiego odpowiednika, który zdecydował się na wdrażanie planu B.

Pokerowy plan B – trzy warianty Władimira Władimirowicza

Jakkolwiek plan A Putina był z gruntu jednotorowy, tak przebiegłość planu awaryjnego zawiera się w pozostawieniu nowemu rządowi Ukrainy do wyboru 3 dróg, z których jedna jest gorsza od drugiej, a dla Rosji tylko jedna zakłada porażkę, choć na pewno nie całkowitą.

Natychmiastowe uruchomienie machiny propagandowej na Krymie, a także rosyjskiej agentury, która zmobilizowała prorosyjsko nastawioną ludność do wyjścia na ulicę i żądania przyłączenia do Rosji, jak również dokonywane na granicy prawa prowokacyjne manewry wojsk rosyjskich, które są ewidentnie wyrazem taktyki „niech zaczną do nas strzelać, żebyśmy mogli zaatakować”, połączone z podważaniem legitymacji nowych władz ukraińskich wespół z Janukowyczem, pozwalają na realizację dwóch wariantów utrzymania wpływów w tej części Europy.

Z jednej strony, gdy armia ukraińska da się sprowokować, co przy takich działaniach jak blokada posterunków Straży Granicznej czy zajmowanie lotnisk jest wysoce prawdopodobne, Rosjanie natychmiast wykorzystają to do podjęcia ataku i zajęcia zbrojnego całego półwyspu.

W ten sposób Rosja uzyskuje mocną bazę na Morzu Czarnym, ma możliwość łatwej destabilizacji życia politycznego na Ukrainie oraz utrzymuje odpowiednie pozycje na zachodzie, kluczowe w prowadzonej przez Putina neoimperialnej polityce.

Co znamienne, takie rozwiązanie nie jest prawdopodobnie najbardziej pożądanym przez Władimira Władimirowicza. Kluczową wydaje się presja, jaką obecna sytuacja wywiera na Ukrainę, poprzez nieuznawanie rządów opozycji, rozbijanie jedności państwa przez faworyzowanie Janukowycza, a także destabilizację kraju podgrzewaniem sytuacji na Krymie, w sytuacji gdy jego kondycja finansowa jest tragiczna, a dalsze niepokoje będą stanowić przeszkodę w odbudowie gospodarki.

Warto w tym miejscu chociażby wspomnieć, iż obecnie ukraińskie obligacje długoterminowe są wyceniane na 30%, co czyni obsługę ukraińskiego długu publicznego (obecnie ok. 80% PKB) nieprawdopodobnie kosztowną.

Rosja pragnie za wszelką cenę zachować kontrolę nad Ukrainą i skoro nie udało się to poprzez ludzi Janukowycza, to dokona tego w efekcie szantażu separatystycznego oraz wspierania upadłego prezydenta. P

odgrzewanie niepokojów i zagrożenie bezpieczeństwa państwa ma doprowadzić do dalszej zapaści gospodarczej, która spowoduje zniechęcenia ludności do nowej ekipy, a następnie ponownego przejęcia władzy przez prorosyjskich rządzących.

Natomiast opozycyjny rząd ukraiński, aby załagodzić sytuację, będzie musiał i tak pójść na ustępstwa wobec Wielkiego Brata.

Wariant trzeci – czy Polsce grozi wojna?

Choć w tym mistrzowskim zagraniu Putina ryzyko porażki jest niewielkie, nie kalkulując tu ogromnych strat wizerunkowych Rosji, które i tak już się dokonały i dokonują, to jednak ten trzeci wariant jest możliwy. I niesie za sobą poważne niebezpieczeństwo dla Polski.

Załóżmy mianowicie wariant pierwszy mówiący, iż rząd ukraiński nie ugnie się pod żądaniami Rosji i do walk na Krymie dojdzie. Oddziały rosyjskie momentalnie opanują półwysep, zatrzymując się u jego granic, a rosyjska dyplomacja, starając się usprawiedliwić atak będzie chciała doprowadzić za wszelką cenę do zakończenia walk.

W tym momencie może się jednak zdarzyć, co nie jest nieprawdopodobne widząc radykalizm wielu grup, które przejęły władzę na Ukrainie, a także zacięcie tradycyjnie i dozgonnie antyrosyjskich Tatarów Krymskich, przesiedlonych z ojczyzny przez Stalina, że walki będą toczyły się dalej, a Ukraina nie podda Krymu. W tym wariancie jesteśmy świadkami ukraińsko-rosyjskiej wojny, która zapewne nie ograniczy się do terytorium Krymu.

Rząd ukraiński będzie prawdopodobnie liczył na gwarancje i pomoc Zachodu dla utrzymania integralności terytorialnej państwa, a wojna będzie wymagała od Rosjan zajęcia całego kraju lub przynajmniej Kijowa dla jej zakończenia.

W tym momencie powstają zasadnicze pytania: czy USA i Unia Europejska mogą sobie pozwolić na takie działania Rosji u granic swojego terytorium? Na stworzenie takiego precedensu? Czy Polska może pozostać bierna w takim konflikcie?

Czy wreszcie możemy pozwolić na drugą Jugosławię czy Czeczenię u naszych granic (gdyż bojowo nastawieni Ukraińcy z zachodu niewątpliwie nie zaakceptują tak zaprowadzonej dominacji Rosji).

Nikt na Zachodzie nie będzie chciał umierać za Ukrainę, ale czy w szczególności USA i Polska nie uznają, że to będzie idealny moment dla powstrzymania imperialnej Rosji, która pokaże wtedy swoje prawdziwe oblicze?

Chociaż przedstawiony powyżej trzeci wariant jest bardzo mało prawdopodobny w realizacji, a dla wszystkich uczestniczących stron, niezależnie od wyniku, byłby porażką, to jednak mamy obecnie do czynienia z taką możliwością.

A historia dobrze pokazuje, że czasem nawet najmniej realny, ale możliwy przebieg zdarzeń może zaistnieć w skutek zbiegu okoliczności, czy chichotu historii.

Fukuyama nie miał racji, teraz widzimy jak na dłoni, że w kwestii Europy również. Geopolityka wychodzi z cienia gabinetów służb wywiadowczych i naszym obowiązkiem jest być gotowym na najgorsze, a kryzys ukraiński jest pierwszym ostrzeżeniem.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *