Więzienie czy pozbawienie wolności?
W telewizji, prasie i radiu, przy każdej okazji opisywania przestępstwa można przeczytać (usłyszeć, zobaczyć) słowa o grożącej sprawcy karze więzienia lub alternatywnie, choć rzadziej pozbawienia wolności. Czy istnieje jakaś różnica między tymi dwoma określeniami? A jeśli tak, to jaka? Na początek warto zaznaczyć, że polski kodeks karny nie zna kary więzienia.
Nie zna jej ani ten aktualny z 1997 r., nie znał obowiązujący wcześniej kodeks z 1969 r. W języku prawnym (języku aktów prawnych) nie ma zaś synonimów, co narzuca nam spostrzeżenie, że czym innym jest kara pozbawienia wolności, a czym innym kara więzienia. Zgodnie z art. 32 dzisiejszego kodeksu, karami są grzywna, ograniczenie wolności, pozbawienie wolności (tzw. terminowe – od 1 miesiąca do 15 lat), 25 lat pozbawienia wolności oraz dożywotnie pozbawienie wolności.
Jak kiedyś interpretowano pojęcie kary zasadniczej?
Jeśli sięgniemy zaś do aktu starszego, tego z 1969 roku (konkretniej do art. 30), znajdziemy tam ponownie (jako kary zasadnicze): pozbawienie wolności, ograniczenie wolności i grzywnę. Karą o charakterze wyjątkowym, przewidzianą za najcięższe zbrodnie, była kara śmierci, zamiast której (oraz w innych przewidzianych w ustawie przypadkach) w późniejszym okresie można było orzec także karę dożywotniego pozbawienia wolności albo karę 25 lat pozbawienia wolności.
Skąd więc do dzisiaj w rzeczywistości językowej utrzymuje nam się kara więzienia, skoro od ponad czterdziestu lat nie ma jej w polskim prawie?
Po raz ostatni o więzieniu, jako o karze, mowa była w kodeksie karnym z 1932 r. Ta przedwojenna ustawa, której ojcem był wybitny karnista na skalę europejską, profesor Juliusz Makarewicz, obowiązywała (oczywiście po wielokrotnych nowelizacjach) aż do wejścia w życie kodeksu z 1969 r. Do dzisiaj jest to niedoścignione dzieło z zakresu prawa karnego. Przeczytać w nim możemy:
Art. 37. Zasadniczemi karami są:
a) kara śmierci;
b) więzienie;
c) areszt;
d) grzywna.
Istniały więc dwie formy pozbawienia wolności: więzienie i areszt. W celu określenia, czym była kara więzienia i na czym polega różnica między karą więzienia, a karą pozbawienia wolności, do starego kodeksu trzeba sięgnąć nieco głębiej.
Zgodnie z art. 39 k.k. z 1932 r. omawiana kara zasadnicza trwała najkrócej 6 miesięcy, najdłużej zaś 15 lat, „jeżeli ustawa nie przewiduje więzienia dożywotniego”. Kara aresztu z kolei trwała najmniej tydzień, a najdłużej 5 lat. Rysuje się więc nam ostry podział: więzienie jest karą cięższą, bardziej hańbiącą i stygmatyzującą, areszt natomiast to kara lżejsza. Wskazuje na to zresztą hierarchia tych kar wymieniona w art. 37 k.k. z 1932 r.
Areszt, pozbawienie wolności czy więzienie?
Przy przestępstwach ciężkich, o wyższym – jak byśmy to dzisiaj powiedzieli – stopniu społecznej szkodliwości, sprawca powinien obawiać się bardziej więzienia niż aresztu. Dzisiaj możemy mówić jedynie o jednolitym pozbawieniu wolności, ze względu na to, że skazać na więzienie nikogo w obecnym stanie prawnym nie można.
Błędem jest więc użycie określenia „więzienie”, mając na myśli karę, której istota polega na przebywaniu w celi wspólnie z innymi skazańcami. Można co najwyżej mówić o karze aresztu, jest ona jednak przewidziana jedynie w przypadku nielicznych wykroczeń, a nie przestępstw.
Areszt pozbawiony jest także cechy długoterminowości, jako że wymierza się go w dniach, od 5 do 30 (art. 19 kodeksu wykroczeń). Czymś jeszcze innym jest areszt tymczasowy, przewidziany w przepisach kodeksu postępowania karnego. Jest to jednak środek zapobiegawczy, a nie kara, nie można więc mówić o nim w tych kategoriach. Ustawodawca oprócz aresztu i tymczasowego aresztowania wyróżnia także aresztowanie, będące w swej istocie karą porządkową stosowaną w postępowaniu karnym.
Mówiąc o więzieniu można mieć na myśli także miejsce odbywania rzeczonej kary. Wydaje się to również błędem, gdyż nie znajdziemy w Polsce więzień, a jedynie zakłady karne.
Jakkolwiek w obu omawianych przypadkach (rodzaj kary i budynek), używanie określenia „więzienie” potocznie, nie jest nadzwyczaj poważnym błędem, w przypadku rozmów i tekstów o charakterze prawnym, albo – jak tego chce nasz ustawodawca – w „środkach masowego komunikowania”, których zadaniem jest przecież między innymi szerzenie wiedzy, pomyłki takie nie powinny mieć miejsca.